oto moje łzy
narysowane twoją szlachetną dłonią
wskrzeszone wonią
wilgotnej skóry
ciała napiętego jak szkarłatny łuk
tęczy
oto mój ból
który podsycasz solą nagich myśli
wydartych z formy
cierpienie z czułością pielęgnowane
niby twoje własne
oto mój strach
od jakiego się nie uwolnię
zanim wybije ostateczny oddech
bez bocznego wyjścia
bez pauzy na krzyk
niepoprawny we współczesnych czasach
oto moja niepewność
wzniesiona z różowego marmuru
w przedostatnim śnie
powstała z prawdy
którą hodujesz na urodzajnej glebie języka
płodnych fundamentach nieba
oto moje życie
od niechcenia przez ciebie wyśmiane
a jednak zbyt proste
jednak zbyt beznamiętne
aby zwróciło czyjąś uwagę
zatrzymało na dłużej
oto moja śmierć
będzie wybawieniem
od miłości i ciszy
na które dobrowolnie się zgodziłam
dla których się urodziłam
raz jeszcze aby zrozumieć
jak wiele potrzeba
by odejść