za ciasne mokasyny
księżyc ukrył się
w cieniu i przyrzeka
już nie pije
północ znów spóźniła się
na wartę
podziwiam z niedaleka
orzeszki twoich ciasnych źrenic
rozległe dachy
pod pięty lunatyka
jest w tobie coś z dziecka
ukradło matce szklankę mleka
nasz Bóg marnotrawny
nosi za ciasne mokasyny
czułość wylęga się
po drugiej stronie ust
węszymy pośród
porozrzucanych świateł
między nastroszonymi paznokciami
u zburzonej ściany płaczu
jeszcze jeden krok
na przetłuszczonej skórze
nieba