Dotyk jesieni
na skroniach cienie, zapach wina.
Kroczy jak wspomnienie snu z południa,
co w sercu żarem obrazy widnieje.
Włosy jak ogień — miękko płoną,
koniec letnich dni – cicho stłumiony.
Uśmiech ma w sobie chłód i namiętność,
i coś, co tonie w sadach czerwonych.
Gdy spojrzy – świat się pochyla w ciszy,
czas nabiera głębi jak wino w dzbanie.
Każdy jej gest — jak pocałunek liścia,
co spada, lecz w locie wciąż zostanie.
W jej dłoniach dojrzewają godziny,
jak jabłka skryte w miękkim świetle.
Dotyka dnia — a dzień się mieni,
jak złoto w wodzie, jak sen w kobiecie.
Zasłuchał się wiatr w jej głosie głębokim,
co pachnie dymem i świeżym chlebem.
A ona — między ciszą i ogniem —
rozsiewa spokój, co dla wielu niebem.
Gdy noc przychodzi, siada na progu,
rozplata włosy – świat milknie cały.
Na ustach ma smak dawnego lata,
w spojrzeniu żar — nigdy wyblakły.
Wokół niej płonie cicha tęsknota,
jak lampka oliwna pod sercem ziemi.
Z jej westchnień rodzą się poranki,
z jej milczeń — ciepłe wieczory.
Gdy przejdzie – zostaje powietrze gęste,
pełne orzechów, deszczu i ciszy.
Nikt nie potrafi jej zatrzymać,
bo tylko czas się z nią kołysze.
A kiedy zgaśnie w dalekim sadzie,
i tylko liść ostatni spadnie —
świat się otuli jej ciepłym imieniem,
jak płaszczem z pamięci utkanym.

Wiersz Miesiąca
Zaloguj się, aby móc zagłosować na Wiersz Miesiąca.