Tęsknota w stanie ciekłym
w szkle gaśnie dawne spojrzenie,
zmywa tęsknotę w pulsie latarni,
co w kałużach drży jak wspomnienie.
Krople jak struny wiją się w rytmie,
niosą oddech dawno utracony,
rozpuszczają sól na powiekach,
unoszą w dal smak niespełniony.
Z balkonów spływa powolna muzyka,
cieknie po murach srebrzysta cisza,
woda rozprasza żarliwe pytania,
których odpowiedź w mroku się skrywa.
Na bruku rosną rozlane ogrody,
w liściach odbija się światło tramwaju,
ktoś szepcze pod skórą kamienia
o podróżach, które nie wracają.
I tylko wiatr, rozplatający smutek,
zamyka drogi w labiryncie nocy,
a woda spływa w głębokim milczeniu,
uczy serce miękkiej bezsilności.
A potem wszystko cichnie powoli,
deszcz zatrzymuje się w oddechu,
pozostawiając chłodne westchnienie,
co błyszczy w ziemi — znak po grzechu.