Wspinaczka
Jak alpinista w jaskrawych kolorach wierzchnich
Pnie się pod szarą górę bez końca
Nie zważając na chropowatość nawierzchni
Tak bardzo pragnie słońca
Nie przeszkadza mu wiatr oziębły
I góra która rośnie wraz z nim
Gdyby mógł to wbiłby w nią zęby
Dlatego też milczy jak mim
Idzie, właściwie się wspina
Że jeszcze daleko
Zdradza go mina
Nie mrugnie powieką
Lecz tylko wspomina
Drogę lekką
Drogę przyjemną
Nagle się ockną
Refleksją przyziemną
Po co tu w ogóle wszedł
Ale nie ma powrotu
Nie myślał o tym gdy szedł
Po kawałek tortu
Który miał być na samym szczycie
Zamiast niego, szlak tortur
O nich piszę w zeszycie
Ale jeśli się uda
Widok będzie niesamowity
Wytęża więc swe uda
Alpinista pracowity
Bo przecież nie pokona go góra
Choćby ogromna
A nawet jeśli, sprawa ponura
Wartość bezcenna
Bez względu na wynik
Warto próbować
By później nikt
Nie pożałował
Że przed życiem się schował.