Dezerter
Bym swe pragnienia urzeczywistniał
Walczył o nie w każdej godzinie
Nie czekał aż ten moment minie
Ten właśnie jedynie słuszny
Ojczyźnie i Bogu to jestem dłużny
Lecz zamiast spełniać marzenia
Rzeczywistość stała się nie do zniesienia
Zamiast bić się i walczyć
Z ideami i nad ranem tańczyć
Powoli przemijam dzień po dniu
Nadzieja znika na pniu
Odchodzę bez strzału nawet jednego
Zagubione gdzieś moje ego
Pozwoliło mi wywiesić białą flagę
A sumienie musiało przełknąć zgagę
Że wojownik z urodzenia
Nie walczy o nic i od niechcenia
Czeka aż przyjdą marazm i beznadzieja
I wezmą w niewolę tego frajera
Rozgoszczą się zapanują
Nad wszystkimi emocjami zatrumfują
Nie było by w tym nic dziwnego
Gdyby darmo nie oddał wszystkiego
Wszystkiego co cenne i ważne
Zabrakło impulsu by zagrał odważnie