Szept głośniejszy niż krzyk
Głośność ciszą uderza
Zastanawiam się dokąd zmierzam
Są wszyscy lecz słowa milczą
Nadchodzą watahą wilczą
By izolować
Na rozmowy polować
Na rozdrożu skrajności
Skręcać mogę tylko w jedną stronę
Wezmę ostatni oddech zanim porządek utonie
Na prostej nie da się zawrócić
Musiałbym system wywrócić
Więc w ciszy będę szedł
By usłyszeć szept
Ten jeden prawdziwy, ten bez zabarwień
Emocjonalnych zniekształceń
Słowa znikną, szept wybrzmi
Trzeba tylko zapukać w odpowiednie drzwi
Ale póki co tylko los z nas drwi
I patrzy jak w ciszy marszczymy brwi
