Księga początku (Znicościpowstanie)
Nie było nawet "gdzieś",
bo przestrzeń też nie istniała!
I ten jeden bezwymiarowy punkt.
Pojawił się tak po prostu!
Można by w tym momencie zażartować,
że była środa kwadrans po dziewiątej rano,
ale czasu też nie istniał!
Istniał tylko ten punkt i on był wszystkim
i był tak mały, że nikt by go nie zauważył.
Ale nikogo nie było!
Punkt trwał tak sam w sobie
nie wiadomo jak długo, ale chyba raczej krótko.
I nagle ten punkt rozrósł się
do tak gigantycznych rozmiarów
napęczniał do tak ogromnych skali,
że nie jest możliwe wyobrażenie sobie tego.
I wraz z jego pęcznieniem powstały
czas i przestrzeń jakby były w nim
tylko zwinięte gdzieś w rulonik.
Przewiązane złotą wstążeczką
i czekające na zwinne ręce
które "otworzą to pudełko".
Może istniała jakaś siła sprawcza,
która sobie tylko znaną magią
pchnęła wszystko do przodu.
A może żadnych rąk nie było.
Świat powstał!
Wielki wybuch niby się nie zakończył nigdy.
Niby trwa do dziś,
ale przez pierwszy ułamek sekundy
miał takiego kopa, że to się w pale nie mieści.
Potem to już się wszystko nadymało
siłą rozpędu.
Można by zadać pytanie.
Jakich rozmiarów teraz jest to, co było tym punktem?
Ile zajmuje miejsca?
Problem w tym, że na zewnątrz nie ma żadnej przestrzeni.
Ona jest tylko wewnątrz, więc
na zewnątrz wszechświat może to być nadal bezwymiarowy punkt.
Może też nie istnieć żadne "na zewnątrz".
Przecież "tam" nadal nie ma dosłownie nic.
Nic prócz...