Nie znałam człowieka imieniem Ja
i uśmiech na podobieństwo maski.
Otacza mnie woń krwi i róż,
gdy słowa spływają z moich warg,
z mego pióra.
Jestem dumna z tego kim jestem,
nie patrzę na to kim byłam,
tam są tylko zgliszcza,
w których straciłam skrzydła.
Nie znałam człowieka imieniem Ja,
nie chciałam się do niego zbliżać.
Trzymałam furtki umysłu zamknięte,
by pożerała je rdza,
by farba spadała z nich płatkami,
niczym śnieg.
Teraz, gdy mury zostały zniszczone,
przez bluszcz wciskający pędy w szczeliny,
gdy furtki rdza zżarła do cna,
gdy szkło okien rozpadło się w miałki piach,
nareszcie mogę być sobą.