Wampirzy Bal - H.H przypadki VI
Pragnę wyrazić szczerą nadzieję, że pomimo drobnego incydentu, pani wesele się jednak udało. Zarówno my, jak i Urząd do Spraw Likwidacji Stworzeń Okołoludzkich gwarantujemy, że sprawa nie zostanie rozgłośniona, co mogłoby źle wpłynąć na kondycję wizerunku Pani rodziny.
Z wyrazami szacunku
Najwyższy Przywódca Rady do Spraw Stosunków Międzygatunkowych:
Komandor F.J.
Trawnik starannie przystrzyżono,
a liczne krzewy róż i lilii,
zdawały się być u szczytu kwitnienia.
Ich kwiaty lśniły nieskazitelną bielą,
nasyconym oranżem i żółcią,
a nawet szmaragdowym błękitem.
Altanka, a raczej otwarty namiot,
był rażąco biały,
odcinając się od ciemniejszych krzewów.
Stałem na wysypanej kamykami alejce,
obserwując D.O,
stojącej pod ramię z mężczyzną,
którego przed chwilą poślubiła.
Ceremonia była cywilna,
dzięki czemu nie musiałem
cierpieć w obecności krucyfiksów.
Urzędniczka wydawała się
w jakiś sposób skoligacona z J.O,
choć nie byłem pewien
stopnia pokrewieństwa.
Szczerze mówiąc,
a słowa te ciężko przechodzą
mi przez gardło,
przez co przekreślam je co chwilę,
tego wieczoru patrzyłem tylko na D.O.
Jej sukni nie projektował nikt znany,
nie byłą bezą, ani nazbyt skromna.
To był mundur, naprawdę.
Materiał nie błyszczał,
był całkowicie matowy,
w tym szczególnym
odcieniu stłumionej bieli,
która nie podkreślała bladości skóry.
Każde złote naszycie
i każdy czerwony kamień,
sprawiały, że czuło się
instynktowny szacunek,
choć D. nie była
bardziej niebezpieczna niż kocię…
Przynajmniej z mojej perspektywy.
Byłem w końcu jednym
ze starszych wampirów,
nie młodziakiem,
który dostaje poparzeń słonecznych
z byle powodu.
Uśmiechała się, tym szczerym,
niemal dziecinnym uśmiechem,
który zastępował jej wyraz tryumfu.
Może mówiła prawdę,
nie kochała tego człowieka,
ale zdążyła go polubić.
Oparłem się lepiej na lasce,
którą podarował mi mąż D.O.,
a obecnie D.N
Była odrobinę za długa,
więc jednak przestraszyłem go
swoim wzrostem
i chwilową utratą kontroli.
Minęło kilka tygodni,
od kiedy pojawiłem się w tym domu
i obserwowałem jak L.N.
zyskuje sympatię mojej uczennicy.
Uwodził ją drobnymi głupstwami,
cytował poezję, a ona się odgryzała.
To było takie w jej stylu,
że aż ściskało mi się moje wyschłe serce.
Goście tłoczyli się,
szepcząc o jej pięknie,
jakby nie znudzili się już,
po tym jak obmówili ceremonię i wystrój.
Gdy rozpoczął się pierwszy taniec,
wreszcie wszyscy zamilkli.
D.N. poruszała się jak woda.
Każdy jej ruch miał cel,
był płynną linią gracji i siły.
L. był bardziej kanciasty,
lecz musiałem przyznać,
że był całkiem dobrym tancerzem.
Przetańczyli połowę walca,
zanim dołączyły pozostałe pary.
J.O mignęła mi w tłumie,
prowadzona przez męża.
Złożyłem pokłon przed jedną,
z absurdalnie licznych ciotek D.
Ująłem jej dłoń
i pewnie poprowadziłem do tańca.
Nie na takich balach bywałem,
za dawnych dobrych czasów.
Gdy tylko zbliżyliśmy się do pary młodej,
a muzyka zmieniła z walca
w coś odrobinę szybszego,
klepnąłem w ramię pana młodego,
z dużą satysfakcją sycząc ,,Odbijamy”.
D.O w moich ramionach
nie zachwiała się nawet w krokach.
Była urodzoną tancerką,
która instynktownie wyczuwała rytm.
Możliwe, że byliśmy
najlepszą parą na parkiecie,
Możliwe, że oczy babek i ciotek
były wbite w moje plecy,
ale w tym jednym momencie
byłem szczęśliwy.
Z doświadczenia wiedziałem,
że za każdy okruch radości
trzeba zapłacić morzem bólu.
Ostatnio, kiedy tak dobrze się bawiłem,
zostałem przemieniony,
co nie obyło się
bez dalekosiężnych konsekwencji.
Straciłem…
Straciłem więcej niż byłem w stanie oddać.
Oszalałem, a kiedy wróciły zmysły,
niewiele zostało z mojego ludzkiego ,,ja”.
D.O… D.N oparła głowę na moim ramieniu.
Muzyka znów się zmieniła,
w coś wolnego i na pozór
pozbawionego kroków.
L. Odbił mi ją po chwili,
ale niemal tego nie zauważyłem.
Podszedłem do swojego miejsca przy stole,
u prawej ręki młodej pary
i zamknąłem oczy.
Coś było nie w porządku.
Powietrze smakowało
większą ilością osób niż mnie otaczała,
a w dodatku smakowało niewłaściwie.
Przerażeniem, napięciem, adrenaliną.
To nie były zapachy ,,szczęścia”,
a ,,polowania”.
kiedy jednak omiotłem spojrzeniem ogród,
nie dostrzegłem nic,
co wzbudziłoby moje podejrzenie.
Na moim ramieniu wylądował ciepła dłoń J.
,,Czy coś się stało, H?”
zapytała mnie,
a w jej głosie nie było niepokoju.
Skłamałem, że dopadły mnie myśli
na temat roku szkolnego.
to była moja ulubiona wymówka,
każdy po jej usłyszeniu
tracił zainteresowanie.
Tak też było z J.
Odwróciła wzrok na D. i obserwowała ją
z czymś dziwnym na twarzy.
To nie byłą czułość,
a przynajmniej nie od razu.
Na początku mignęło
jedynie wyrachowanie.
Państwo N. w końcu zeszli z parkietu,
by pokroić olbrzymi biały tort,
który przystrojono niebieskimi
cukrowymi różyczkami.
W momencie, w którym nóż
zanurzył się w cieście,
rozległ się strzał.
Początkowo nie zorientowałem się,
kto był celem,
ponieważ nikt nie przewrócił się,
nie upadł, nie wrzasnął.
Dopiero po chwili poczułem
rozdzierający ból w piersi,
kilka centymetrów od punktu witalnego.
Sapnąłem i podniosłem się,
zataczając się jak pijany.
Kiedy jednak postąpiłem krok,
spotkał mnie krucyfiks,
który podstawiono mi pod twarz.
Syknąłem boleśnie,
bo srebrna kula parzyła moje ciało,
a s r e b r n y krzyż duszę.
(O ile założy się,
że istoty takie jak ja ją mają)
Upadłem na plecy,
czując jak szkło wbija mi się w skórę.
Czy upuściłem kieliszek?
To taka piękna weselna tradycja.
Podniosłem spojrzenie,
choć czułem się jak naćpany.
Wszystko rozpływało się,
gdy traciłem przytomność.
ostatnim, co zapamiętałem,
były podnoszące mnie brutalnie ręce
i przerażone oczy D.
1 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,cDFDNSI4IzckNFs2VDZXNi8wTDk
2 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,UTEnNXI5RTVPNVU3SjFAM0UxJjI
3 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,RDFXNVU5OjYxMV8wNDl7NV05JTU
4 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,JDFvNXs5MjZ9MVcyQzVUMVQwVzc
5 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,QTFrNXk5djcxMTs3MjFMOT80QDQ
Następna: Triumf zwierzyny