Kolacja
jak każdy z nas to robi.
Księżyc ukrywa twarz
gestem zawstydzonego podglądacza,
a ja wybieram noże,
widelce, których zamierzam użyć.
Ma to w sobie coś z rytuału,
gdy wyciąga się tą samą porcelanę,
na której pokolenia kobiet
podawały kolację wigilijną,
śniadanie wielkanocne,
stypę, urodziny, weselną ucztę.
Ma to w sobie coś z terapii,
wywleczenie części siebie,
rozpostarcie jej na białym stole,
by zbadać każdą bruzdę,
każdą żyłę i przedsionek,
kolisty rozbryzg krwi.
Chwila absolutnej intymności
skwitowanej lampką wina.
Pokrojone serce konsumowane
w drobnych kąskach nie do poznania,
wznoszone nad nim toasty,
za zbrodnie stare i przyszłe.