Jeszcze raz o końcu poezji
My,
piszący wiersze
w epoce końca poezji,
patrzymy po sobie
niepewnie,
jak przestraszeni dworzanie
straconej królowej.
Przeczuwamy,
że pora pakować
zużyte metafory
i zabierać pakunki
wypchane
sterowanymi zachwytami.
W naszych wierszach
nie udało się widać pomieścić
spraw istotnych,
a od bólów duszy
są dziś lekarze
i tabletki
różnych kolorów.
Zostaną po nas
bezrobotne krajobrazy
i cisza,
która nie zawsze
potrafi zastąpić
tęsknotę.
Może i lepiej,
że nie będzie komu
poprawiać
opadającego liścia
lub wydziwiać
nad zbyt krwawym
zachodem słońca.
Letni wiatr na policzku
i spojrzenie w oczy
będą tak samo prawdziwe
jak w wierszach,
a wiosenny deszcz
wsiąknie w ziemię
zamiast w milczące
słowa.