sacrum
chociaż świat obłędem kusi
wciąż próbuję stawać dęba
by nicować wartość duszy
na tę stronę w której błękit
wszystkie czarne strony barwi
by spokojem mogło pęcznieć
miejsce naszej wspólnej Narni
.
najbardziej lubię ciepłe doznania
gdy ciało z duszą w symbiozie żyje
gdy wszystko bywa warte kochania
piękno brzydoty żadnej nie kryje
a to co marne chowam w ciemności
z którą po wodach życia dryfuję
by zostać wierną ludzkiej miłości
zabijam w sobie zło które czuję
bo to jest moja osmoza życia
bez której trwanie pełnym obłędem
na świecie w którym zło nie od dzisiaj
jest czysto dzikim nie.ludzkim pędem
.
świętem mi bywa spokój istnienia
na pograniczu spraw absurdalnych
kiedy nie mogę niczego zmienić
muszę oddychać powietrzem parnym
i choćby czarne czarniejszym było
nic mi nie wzbroni utrzymać spokój
na tym polega wszechstronna miłość
jej wciąż próbuję dotrzymać kroku
by móc błękitem oddychać jeszcze
nim się absurdem całość okryje
rozrzedzam duszne parne powietrze
słowem co we mnie głęboko żyje
nic to nie zmieni lecz lekkość daje
choćby na chwilę w zdaniu zamkniętą
ponad tą nędzą w tym ziemskim raju
spokój istnienia jest rzeczą świętą
.
w tym jesiennym krajobrazie
jestem cała zanurzona
niczym postać na obrazie
której przysiadł na ramionach
duch pogody tak słoneczny
aż się deszcz zasuszył w chmurze
pozwalając bym bezpiecznie
mogła ulec swej naturze
w krajobrazie tym jesiennym
co się melancholią kładzie
na obrazie duszy wiernej
w słowach które brzmią najładniej
hej!