Na ulicy Zwyczajnej
W bardzo obfitym deszczu, idąc pewnym krokiem,
Spotykam dwoje ludzi, w kolory ubranych,
Radosnych i beztroskich, dwoje zakochanych.
Nie sposób ich ominąć, przeoczyć nie sposób,
Choć na moment przystanę, pośród innych osób,
Oczy nimi nacieszę i podejdę blisko,
Oni i tak są ślepi… Takie to zjawisko!
Na przekór chyba wszystkim, każdej przeciwności,
Znalazły się dwa serca w deszczowej miłości.
W tym jednym momencie, w porywie uniesień,
Zapomniały dwa ludki, czy to maj, czy wrzesień.
Spacerują powoli, dusza tuż przy duszy,
Miłosna zaś gorączka ich ubrania suszy,
Twarz obok mokrej twarzy, krople z nosa kapią,
Dotykają się czule, z trudem oddech łapią.
Spojrzeniami się pieszczą, ku sobie się mają,
W magicznym rytuale koła zataczają.
Do ucha czułe szepty, uśmiechy bez końca,
Spacerują w tym deszczu dwa promienie słońca.
Na ulicy Zwyczajnej też się cuda dzieją,
Takie małe, zwyczajne, oczy im się śmieją.
Po co szukać ulicy o szykownym brzmieniu,
Kiedy każda, zwyczajna, ma miłość w imieniu.