O, BOŻE! ŻEBY TAK...
po dniach, po nocach i po nie swoich ścieżkach,
do jakich jeszcze domów muszę zaglądać,
gdzie jakoś tak obco, gdzie nikt swój nie mieszka.
W każdej kuchni chleb, lecz inaczej smakuje,
czuję, żem już dosyć się w życiu nabłąkał,
najwyższy czas, by pożegnać się i ukłonić,
gdy ktoś nosem kręcić zaczyna i chrząka.
Tyle już obcych miast, ludzi i języków,
ten świat z pewnością ma już mnie na amen dość,
tyle mych tęsknot, pogubionych uczuć, a
nadal zęby szczerzy, chcąc mi dać bardziej w kość.
Tak trudno mi parę słów i myśli zebrać,
uszczypnąć serce, by wyzwolić w sobie złość,
ostatnim rozsądnym tchnieniem zbudzić dumę,
i wykrzyczeć, że to koniec, że to już dość.
O, Boże! Żeby tak Mozart w głowie zagrał,
i zbudził nagle, od dawna uśpiony zew,
żeby tak do pianina Szopen zasiadł i
dopomógł ze mnie wydusić, wolności śpiew…