Ukochana....
gdy cisza staje się świątynią wspomnień,
a serce pielgrzymem, który wraca do miejsc,
gdzie wszystko się zaczęło.
Byłaś i jesteś, nie tylko w moich myślach,
ale w samym pulsie mojej duszy.
Jesteś pierwszym dotykiem,
który obudził we mnie światło, spojrzeniem,
które rozświetliło moje wnętrze, szeptem,
który nauczył mnie języka miłości.
Nie potrafię oddzielić Ciebie od siebie.
Jesteś jak iskra, która rozpaliła moje istnienie,
jak tęcza po burzy, która przypomina,
że nawet po łzach może przyjść piękno.
Byłaś moją pierwszą kobietą,
pierwszym pocałunkiem,
pierwszym rozstaniem,
pierwszym powrotem.
Każdy flirt, każdy uśmiech,
każdy cień smutku był jak nuta
w naszej wspólnej pieśni.
Pamiętam, jak śmiałaś się,
a świat stawał się lżejszy. Jak płakałaś,
a moje serce chciało być Twoim schronieniem.
Jak milczałaś,
a ja słyszałem więcej niż w tysiącu słów.
Twoja obecność była jak słońce,
nie tylko jasna, ale ciepła, życiodajna.
Twoje odejście jak cień,
który nauczył mnie tęsknić.
Dziś, gdy piszę ten list, nie wiem,
czy czytasz go w rzeczywistości,
czy tylko w przestrzeni,
którą stworzyliśmy między duszami.
Ale wiem jedno:
Moje uczucia do Ciebie nie są przeszłością.
Są spiralą, która zatacza kręgi w moim wnętrzu,
raz cicho, raz burzliwie, ale zawsze z Tobą w centrum.
Byłaś moją kochanką,
moją przyjaciółką,
moją nauczycielką miłości.
I choć czas płynie, choć życie zmienia pejzaże,
Ty pozostajesz w moim wspomnieniu,
w moim sercu, w mojej poezji.
Jesteś i byłaś.
I może w jakimś tajemnym wymiarze będziesz.
Z miłością, która nie zna granic czasu…