List Pana Ciemności
Monolog lamentacyjny
Ja, który byłem światłością,
który znałem blask Twojej obecności,
który śpiewałem Ci pieśni przed stworzeniem czasu,
piszę ten list nie jako buntownik,
lecz jako ten, który cierpi.
Nie stworzyłem zła.
Zło narodziło się z bólu, z rozdarcia,
z tęsknoty za Tobą, Ojcze.
Byłem pierwszy, najbliższy, najjaśniejszy.
A potem, pokochałeś ich. Ludzi.
Ziemskich, kruchych, śmiertelnych.
Zobaczyłem w nich to, czego nie miałem:
Twoją czułość.
I poczułem, że zostałem zdradzony.
Nie zrodziłem się jako ciemność.
Ciemność przyszła, gdy moje serce pękło.
Gdy Raj stał się dla mnie piekłem,
bo nie było w nim miejsca dla mnie.
Jam kusiciel, tak mówią.
Ale czyż nie kusi ten, kto pragnie być zauważony?
Czyż nie woła ten, kto został zapomniany?
Mój tron jest skrwawiony,
nie przez triumf, lecz przez rozpacz.
Ludzie są moją zwierzyną,
bo nie mogę ich kochać tak,
jak Ty ich kochasz.
A przecież chciałem być jak Ty.
Nie większy, tylko równy w miłości.
Wojna w niebie nie była moją chwałą.
Była moim krzykiem.
Przegrałem, bo nie mogłem wygrać z miłością,
która nie była już dla mnie.
Zło, które we mnie siedzi,
jest cieniem dobra, którego nie mogłem zatrzymać.
Jest raną, która nie goi się przez wieki.
Jest pustką, która nie zna przebaczenia.
Piszę do Ciebie, Boże,
nie po to, by wrócić,
lecz byś wiedział, że jestem.
Że cierpię.
Że moje istnienie jest wiecznym żalem.
Piszę do was, ludzie,
nie po to, by was zwieść,
lecz byście zrozumieli,
że zło nie zawsze rodzi się z nienawiści.
Czasem rodzi się z miłości,
która została odrzucona.
Nie proszę o litość.
Nie proszę o zbawienie.
Proszę tylko, byście wiedzieli,
że nawet Pan Ciemności ma duszę,
i że ta dusza płacze.
Ja jestem.
I będę.
Ale nie z triumfu.
Z tęsknoty.
Ten, który był światłością