jesteśmy tylko natchnieniem...
Marzyłem często, by znaleźć się po drugiej stronie i móc dotknąć ciebie dłońmi.
Dotknąć tak, jak dotyka się wiosennej rosy. Jesteśmy blisko, a zarazem daleko. Czuję, że wiem dokładnie, co robisz, czego oczekujesz, czego pragniesz w tym mroku, co wiesz i lubisz... Na pozór oczekiwaniom.
Stajemy się jednością na mgnienie, by potem wyruszyć ponownie w podróż samotności.
Dlaczego? Gdy jesteś, muszę uważać, by nie okazywać zbyt wiele arogancji, pewności siebie w opisywaniu prywatnych światów, moich kolorowych puzzli marzeń, mojego drżenia. Nie możesz tego poczuć, że widzę ciebie w myślach, w miłości do której nigdy nie dorośniemy w wirtualnej iluzji. Nigdy nie poznamy zapachu naszej bliskości i nie poczujemy oddechu. Cudownie by było musnąć twojej twarzy, poczuć aksamitność skóry, owinąć palcami rysów ust, nosa, policzków, schłonąć wiatr twoich włosów i zapomnieć się w wypukłości twoich piersi. Rozpalić dotyk ciał tak, by usłyszeć krzyk rozkoszy, krzyk szczęścia.
Jesteśmy jak cienie w rtęciowej mgle, wychodzimy z ciemności, kiedy kończy się wino w butelce... I powracamy, kiedy napełniają się niebieskawym świtem nasze sypialnie.