ekshibicjonista
swoimi słowami
zabiłem lęk
zabiłem się
z dnia na dzień
straciłem wszystko
życia łowisko
nieprzebrane
z uczuć rozebrane
kochałem
szalałem
granic nie znałem
aż przyszło i było
nic znaczącego
serce rozrywające
strzały z za horyzontu
niewidzialnego
brat
kumpel
jeden
drugi
kolejka spora
jak na kasprowy
chętnych przyjaciół
spragnionych
by się poślizgać
na gotowym
ja ślepy i głupi
jak to zawsze bywa
mąż się ostatni odzywa
po cholerę to przeżywa
więc
od więc się zdania nie zaczyna
ale
też dobry początek
odwzajemniałem
to czego zaznałem
i tak toczyła się ta dziwna rozmowa
której nie można od nowa
zacząć i skończyć
bo nie ma co łączyć
wiem
trudno Wam komentować
takie osobiste moje wywody
ale skoczcie na głęboki wody
życie zaskakuje
słów potrzebuje
i stukajcie śmiało
co Wam do duszy przywiało
potrzebuję
Waszych literek
jak tlenu
bez nich
nie ma mnie
na życia dnie
bo życie się nie przedkłada
tylko rozkłada
na czynniki pierwsze
dlatego piszę tu wiersze
jestem synem alkoholika
co w dusze Wasze przenika
i nie boję się mówić
słów mogących mnie zgubić
w odmętach życia
nie do przebycia
bo mnie nie ma i nie będzię
husaria nie przybędzie
by ratować i zbawiać
czasami zabawiać
słowami dziwnymi
nazbyt trywialnymi
mnie tu nie było
życie poszło
i się zmyło
wrócę niedługo
nim doba minie
będzie coś znowu
o mojej winie
dopóki piszę
dopóty żyję
tu