Wlazł kotek na płotek - Juliusz Słowacki
Z "Króla-Ducha"
Słońce schodziło. Już czas był wieczora,
Ponad łąkami mgła stanęła biała,
Nad Gopła brzegi wiedźm paskudnych sfora
Na osmolonych miotłach przyleciała...
Wiem, bo mi mówił o tym Wernyhora,
Jak ich zabawa nocna wyglądała:
W krąg było słychać wycia i chichoty,
No i miauczenia. - Wiedźmy miały koty.
I zaszło słońce. Zaraz zrobiło się
Strasznie. Sunęła po jeziorze fala
Bez wiatru. Rycerz na grzebalnym stosie
Płonął, a może raczej się dopalał,
Zabłysł piorunów w niebie złoty włosień
I grzmot stłumiony słychać było z dala
I wtedy z Gopła wyszła jakaś krwawa
Nadludzkiej miary wodnica, czy zjawa.
Na wygrodzonej łące między borem
A wodą wiedźmy ogień rozpaliły.
Ziele tojadu i kruszyny korę,
Trochę blekotu w płomienie wrzuciły
I wtedy przeszedł dziwny jęk jeziorem,
A jędze szmaty ze swych ciał zrzuciły
I wokół ognia pląs zaczęły one -
Paskudne, dzikie, stare, pomarszczone.
I dym się ścielił tą upiorną nocą.
Leżał nad ziemią i nad wodę spływał,
A tego dymu nagle wyszła do cór
Swoich bogini - straszna Pani Siwa.
Lecz nie wytrzymał tego jeden kocur.
Dym szczypał w oczy go i wzrok rozmywał,
A więc na płotek wylazł sobie śmiało
I mrugał. ale to nie pomagało.
.
