Przy źródle
Tam spod lasu kukułka znów woła,
A żar z nieba spływa gęsty, jak smoła,
Biała smoła w płuca parząc spływa....
Szmer źródlany z daleka przyzywa.
Wiejską drogą szła młoda dziewczyna
O wilgotnych marząc cembrowinach,
O brzóz cieniu, zieleni i chłodzie
I o zimnej, krystalicznej wodzie.
Nie wiedziała (może przeczuwała)
Że żar spływa także i z jej ciała,
Że jej piersi i uda, i łono
Resztki tchu mogą zabrać spragnionym.
Szła dziewczyna rozpalona od upału,
A przy źródle wielkie szczęście ją czekało.
Szczęście miało pełne pieszczot silne dłonie,
Aż się słodko zrobiło w jej łonie;
Szczęście miało na ustach smak soli
Całowało i zabrało resztki woli;
Szczęście takim dyszało pragnieniem,
Że aż grzechem jest powiedzieć, że nie.
(Lecz guziczka nie rozpięło, nie wiem czemu,
Więc dziewczyna pomagała szczęściu swemu.)
I patrzyła w oczy szczęściu i widziała,
Jak w tych oczach się odbija ciało białe.
Gdy tak patrząc w oczy szczęściu zobaczyła
Swoje ciało, że jest piękna uwierzyła,
A nad szczęściem były listki brzóz zielone
I to niebo do białości rozpalone.
* * *
Gdy dziewczyna o coś losu zapytała,
To kukułka z lasu nic nie wykukała
I na chwilkę żal zrobiło się dziewczynie,
Że jej szczęście, takie nagłe, szybko minie,
Ale potem nie chciała już wróżyć,
Tylko w szczęściu się cała zanurzyć,
Bo to szczęście jest jak woda chłodna:
Duszkiem trzeba je wypić i do dna.
* * *
A Stróż Anioł usiadł sobie nad strumieniem,
Na dziewczynę patrzył z ciepłym rozrzewnieniem,
Bo ciał młodych piękno oczy cieszy,
A grzech po to jest – by zeń rozgrzeszyć...
.