W drodze do spowiedzi
Bezdźwięczna cisza pustce przygrywa,
idziemy z tłumem bezmyślnie na szmelc.
Przecież byłem i jestem jednym z Was.
Nagle budzi mnie bicie innych serc.
Rękoma ku nim mury przebijam
(tak bym chciał objąć ciepło człowieka)
lecz tylko twarze przechodniów mijam,
każda przede mną wzrokiem ucieka.
Stoję wołając: zatrzymajcie się!
Nawet mi echo nie odpowiada.
Będę przyglądał się, dobrze to wiem,
jak byle klecha ludzkość spowiada.
Witold Tylkowski