Żaba
Do fryzjera poszła żaba.
Warkocz bujny utrefiła,
Dwieście złotych zapłaciła.
Potem poszła do krawcowej,
Wyszła – w modrej sukni nowej,
W kapeluszu z rondem dużym
I z torebką z lila pluszu.
Zaś u szewca pantofelki
Kupiła – ze zniżką wielką,
Wstąpiła też po perfumy
O zapachu – leśnych szumów.
Utrefiona , wypachniona,
Wystrojona ozdobiona,
Podążyła wnet do domu,
(Chwalić się – nie miała komu).
Gdy przed lustrem przystanęła,
Wnet z rozpaczy aż jęknęła:
Zaraz mi się zrobi słabo,
Nadal jestem – tamtą żabą.
Na nic kremy i perfumy,
Loki, tiule, leśne szumy,
Na nic suknie i pończoszki
I chusteczka w białe groszki.
Nadal oczy wyłupiaste,
Podbródek – jak wałek z ciasta,
Nadal w pryszczach skóra cała,
Postać żaby - pozostała.
Tak się toczy od lat życie,
Czy wieczorem , czy o świcie -
Żaba w suknię przyodziana
Żabą ciągle pozostanie.