Portret upiornej rodzinki na wakacjach
Szybko biegnie pan i pani,
Dziewczę z rudym warkoczykiem ,
Gruby chłopiec z głośnym krzykiem.
Na stoliku telefony,
Wazon kwiatów przewrócony,
Spadły z hukiem dwa talerze,
Obrus brudny, aż strach bierze.
Pędem (że tak się wyrażę)
Potoczyli się na plażę,
Parawany rozstawili,
Żółty ręcznik rozłożyli.
Choć czerwona wisi flaga
(To o wietrze – prawda naga),
W fale zimne wnet wskoczyli,
Wszystkie ryby wypłoszyli.
Sypiąc piaskiem dookoła,
(To wakacje, a nie szkoła),
Popędzili do cukierni,
By zjeść lody oraz piernik.
Zosia w miłym tym lokalu
Poplamiła ścianę szarą,
Na kremowej zaś Ambroży
Nagryzmolił cztery kozy.
Na straganie z pamiątkami
(To zostanie między nami)
O złotówki trzy bez mała
Przez godzinę kłótnia trwała.
I stąd właśnie, mili moi,
W przewodnikach wielu stoi,
Że gdy nie chcesz mieć przykrości,
To unikaj – polskich gości…