plisowana
pośród karminowych maków
horyzontem snów wszechstronnych
barwię skrzydła modrym ptakom
lekka niczym mgła poranna
zapominam twarde czyny
śmiechu garścią się roztaczam
pod obłoków pajęczyny
i kołyszę na łodydze
słonecznika ciche wersy
które uzbierałam w drodze
po nasiona zielnych wierszy
nie chcesz wierzyć? lecz przyrzekam
że on wyrósł aż pod niebo
kiedy w czystą zieleń biegłam
by cię spotkać tuż za miedzą
gdzie się mieści cała sztuka
bycia ptakiem i nielotem
na tej scenie która głuchym
echem ścieli się pod płotem
nic to . skuś się choć na chwilę
na fantazji bieg powszedni
nim się dzień rozwieje w pyle
a noc zgaśnie w fałdach cieni
hej!