Ginące gatunki
w starej krakowskiej synagodze,
zdziwiony, że jednak jest mi dane,
przebywać z tobą w jednym miejscu.
Dawny zawadiaka, siedziałeś cichy
nagi w starości, w papierowej kipie,
z laską i z aparatem słuchowym.
Dziewczyna podeszła z pytaniem,
czy może sobie zrobić zdjęcie z tobą.
Zgodziłeś się z uśmiechem wiedząc,
że musisz odgrywać tu swoją rolę
rzadkiego okazu ginącego gatunku.
Wbiłem wtedy oczy w podłogę
zażenowany i zły, chociaż sam
nie znalazłem przecież pytania
które mógłbym ci zadać.
Miałem w sobie jedynie
osłupienie podobne do tego,
którego doznałem jako dziecko,
gdy nad leśnym stawem
spotkałem rybołowa,
co zerwał się do lotu
dwa kroki ode mnie,
zostawiając mnie
z otwartą buzią.