Żona alkoholika (wersja II)
że czekała na niego
zanim się urodził.
Żył tak nieuważnie,
że ledwie spostrzegł,
gdy z brzdąca przemienił się
w kochanka karmionego jej ciałem,
jak owsianką. Przeoczył też
ten punkt w czasie i przestrzeni,
od którego jego film
zaczął zwijać się do tyłu.
Gdy pił, był łagodny,
co nie zdarza się często.
Może dlatego została z nim,
by odgradzać go włosami
od złośliwych skrzatów,
które wyskakiwały z butelek
wszczynając harmider
nieadekwatny do sytuacji.
Napełniała mu uszy szeptem,
wiedząc, że to ona zostanie,
a on pójdzie powitać dni,
których nigdy nie przeżyje.
Żeby postawić chryzantemy,
zmiotła liście z marmurowej płyty.
Gdy się wyprostowała,
miała siedemdziesiąt lat.