Monstrum (albo moje życie)
a raczej z morza, w postaci
olbrzymiego monstrum, które
wyglądało jak powiększony
karp z pyszczkiem otwartym
i milczącym. Nie rozumiałem
skąd w morzu karp, dlatego
pomyślałem, że to sen, ale
to nie był sen. Zionęło słonym
zapachem, a skrzela pulsowały
w rytm mojego przestraszonego
tętna. Czego żądało, nie wiem,
domyśliłem się, że czegoś,
czemu i tak bym nie sprostał.
Słusznie więc wymierzyło karę,
powoli wsysając mnie w siebie,
obejmując bezzębnymi ustami
tak, że nie mogłem wydać głosu,
ale szło wytrzymać, bo czułem,
że jestem połykany w całości
i nikt mnie nie rozszarpuje
na kawałki. Podobno karpie
też mają zęby, tylko głęboko
- zdążyłem sobie przypomnieć.