Bezsenność
Wybudzony z sennego marzenia
Myśli głośne, nie dają spać
Głosy wokół różne zamęt zaczynają siać
Nie wytrzymuję, to już mnie męczy
Bezsenność znowu mnie dręczy
Dopiero trzecia nad ranem
To już się staje istnym koszmarem!
Może demon jakiś się odezwie
O tej godzinie? Kto to wie...
Kątem oka coś dostrzegłem
Teraz żałuję, że Boga się wyrzekłem
Czarna, wysoka postać
Mogłaby się za Belzebuba podać
Kim jest, spytać się chciałem
Nie mogłem. Nie, że się bałem
Sparaliżowany byłem, dziwne to uczucie
Jakby dusza mnie opuściła
Miałem już złe przeczucie
Niewidzialna siła mnie dusiła
Silne ręce miała
Choć dalej tam w kącie stała
Powietrza powoli brakowało
Na ostatnie słowo tchu zostało
W głowie szybko się pomodliłem
"Amen" - ledwo już wykrztusiłem
Otworzyłem oczy, słońce świeci
Na dworze słyszę już bawiące się dzieci
Koszmar miałem bardzo straszny
Aż takiego psikusa zrobił mi mój umysł własny?
Bolała mnie szyja, z łóżka w końcu wstałem
Podszedłem do lustra i przerażony ujrzałem
Ślady pazurów, jakby zwierzęcia
Jakie zwierzę dokonałoby takiego przedsięwzięcia?
Komu ja zawdzięczam swoje życie
Muszę go wynagrodzić należycie
Głos się pewien odezwał
Moje imię ze spokojem wezwał
Bogu każe mi dziękować
Czy ja w nocy dałem się do reszty zwariować?
Nie wierzę w coś takiego
Jako jedyny na wsi, nie ma nikogo innego
Pomodliłem się, owszem
Pierwsze co mi na myśl przyszło w walce z demonem
Ze spokojem mi przekazał
Nie muszę wierzyć, on wierzy we mnie
Wzywać natomiast demony mi zakazał
Nieszczęsną zabawę, za to winię...
Nikomu o tym nie powiem
Pomyślą, że jestem obłąkany
Uchleję się tanim winem
I w stanie opłakanym
Zaszyję się w jakimś domku, najdalej jak się da.