Przemijanie
wytargała nimi porządnie,
domagając się nieśmiertelności.
Jej dłonie wyglądały delikatnie i to go zmyliło,
nie spodziewał się żelaznego uścisku.
Trzymała starca tak mocno i tak długo ,
że aż zbielały jej knykcie,
cała krew odpłynęła do stóp,
i wsiąkła w ziemię,
zakwitając purpurową polaną
borówczanych jagód.
Gdy już wydawało się jej,
że wygrała tę nierówną walkę,
powoli zaczęła tracić siły
a z nimi także i wiarę...
Czas tylko na to czekał.
Odebrał jej młodość,
jasność myśli,
lekkość kroku i pamięć...
Zapomniała, o co walczyła.
Poczuła się bardzo zmęczona.
Osunęła się w miękki mech wspomnień.
Zapach ziemi uspokajał
jej skołatane, biedne serce,
wypełniał nozdrza
i myśli słodkim niebytem.
Prawie dała się zwieść
turkusowemu pancerzowi pana żuka.
Wydawał się w swojej zbroi niezwyciężony.
Czas szybko pozbawił ją złudzeń.
Szła przed siebie, zastanawiając się
dlaczego zaszło słońce...
czas odebrał jej zdolność widzenia.
Nie mogła uciec, należała do niego
do końca swoich dni
Opleciona kokonem myśli i słów,
zawieszona w ciszy...
Brakowało jej miłości jak powietrza.
Za jedną w niej sekundę
oddałaby wieczność.
Gdyby on o tym wiedział...