W pogoni za niczym
Jak bluszcz tęsknota po duszy się pnie.
Gdy oczy mi błyszczą, serce takt zlicza,
Już wiem wtedy jedno - Że bardzo chcę.
Jak nakręcony brnę w zgiełk nieznośny.
W strumieniu świetlnym gąsienic gnam,
A za mną sznur ludzi ciągnie bezgłośny,
Lecz jestem lepszy, bo ciągle mam plan.
Zaś diablik jakiś dmie w trąbkę - Prędzej,
Ażeby życie pochwycić za mordę i brać.
By zdążyć, nim w szarą zmieni się nędzę,
Przesączy przez palce, roztopi jak szadź.
Nim zagrzmią w sumieniu trąby Jerycha
I chwycą mnie twardo dwie prawdy wiar,
Nie skusi mnie zimna wódka, zagarycha,
Nie zwiedzie mnie żaden przydrożny bar.
Jak silnik szalony pod pełną mknę parą,
Lecz oczy łapczywie na kolor odmykam.
Rozpraszam kłęby z mgłą srebrno-szarą,
Pośpiesznie pigułki świetliste połykam.
Pochłaniam garściami kwiatki, trawniki,
Chmury rozpięte, ptaszyska spłoszone,
Kapliczki przydrożne, psy, kulki, guziki,
Latawce i parasole z wiatrem niesione.
Blaski w strumieniu płynące z nurtem,
Liście tańczące w powietrznej uprzęży,
Dziewczęta samotne pożeram hurtem,
Wśród łez, arlekinów i połykaczy węży.
Kiedy się świata wściekle nawdycham,
Smrodu uniknę, gdyż drzwi zatrzasnę.
Ściślej wspomnienia jeszcze upycham
I zmieszczę na koniec i ciemne, i jasne.
Do punktu wyjścia, gdy wrócę wypruty,
Zegarek tyka przez tydzień, więc może,
W apatii plan wstępnie zrodzi się suchy,
By w myślach chytrze zapuścić korzeń.