W jeżynowych chaszczach
Ukryci przed światem, legliśmy na godziny.
Choć nie było właściwie w tym niczyjej winy,
Spoczęliśmy pod Erato czujnym okiem.
Ciężko nam było przy ziemi rwać ostrężyny.
Chwilę żar opadał na rzecz cierpkiego smaku.
Dokuczał świąd,pod wpływem jakichś robaków,
Które właziły natrętnie - ale nic, leżymy.
Ciasno też było od gęstwy, którą ręka targała
I ostrożnym ruchem wkładała owoc w usta.
Lecz sytuacja cała zdała się śmieszna i pusta,
Bo niezmiennie grudka ziemi w bok uwierała.
Nad nami buczał ciągle jakiś giez cholerny,
I pod sam koniec mnie uciął w trąbkę Erosa.
I cóż mi było z tego, żeś piękna i złotowłosa,
Skoro wynikiem tego efekt był dość mierny.
Stały się jeżyny narzędziem udręki dla skóry,
Nie jakiejś okrutnej, czy ciężkiej do zniesienia.
Lecz, w którą stronę byś pozycji nie zmieniał,
Tył odsłonięty trącał gałęzie, od dołu do góry.
Wychodząc, sądziłem że to wszystko pomyłka.
Że ktoś wpadł na ten autorski pomysł radosny ?!
A niechże erotyki i liryków szlag trafi jasny ! -
Pomyślałem sycząc i kolce wyjmując z tyłka.
Pośród setek wielbicieli natury i nagiej chuci,
Liczę, że gdy ktoś na dźwięk strof zaklaszcze,
Nim z gołą d.....ą radośnie wlezie w chaszcze,
Ochłonie i po bożemu pod pierzynę się wróci.