Boskie zatrwożenie
Splecione z ptasim doświadczeniem
Pod drzew starych cieniem
A to wszystko w obrazie makabry
Szkarłat spływa z jej oczu jakby łzy
Może to z serca lub rany
Gdy odejdzie ukochany
A blizny są ostre jak wilcze kły
Paznokcie zaś w brunatnym ziemi kolorze
Piętno kopania w trzewiach
Szukania spokoju w korzeniach
A nikt nie podejdzie w pokorze
Tańczy jak bachantka wśród zwierzyny
W szale rozpaczy błogostanu
W piętna wieczystym nadaniu
A złożą jej na głowie wawrzyny
Pragnie kochania i może zbawienia
Gdy w ciemności broczy
I ku udrękom kroczy
A kakofonią stają się utęsknienia
Jest ona skromną boginią szaleństwa
Skąpana w rannej rosie
Zbiera Psyche pokłosie
A wraz z nimi człowiecze bezeceństwa