w rytmie Syzyfa...
on gdzieś za ścianą ona za drzwiami
słuchawka dzwonek dawno połknęła
psina jedynie w kłębku puchatym
zmęczone życiem kości zwinęła
leży pod krzesłem na którym siedzi
i chrapotaniem ciszę zakłóca
pewnie w snach pieskich goni za kotem
który ucieka w zdartych onucach
tak jak on dawno butów nie nosi
(szpilki obuwiem są wyskokowym)
stoją na półce kurzem pokryte
kiedyś chodziły krokiem marszowym
teraz nie może dogonić jutra
zawsze krok braknie do posiadania
los wciąż smak słodki dziegciem goryczy
z miodowych plastrów kijem przegania
ściany nie mówią ekran coś gada
nadzieja w Bogu pustynią sucha
fatamorgany obraz da w darze
i każe wietrznych murmurand słuchać
dławiąca niemoc bezrozum bliskich
Syzyf się kłania z marsową miną
kolejna doba w pustce rozlana
czas bezpowrotnie w przeszłość odpłynął...
%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%
Wiersz Miesiąca
Zaloguj się, aby móc zagłosować na Wiersz Miesiąca.