Miron Białoszewski w bloku na Saskiej Kępie
nie tyle od zamieszkałych w nim
socjalistycznych ludzi-mrówek,
ile od zagęszczenia
pustych słów i narzekań.
Czy z szurania listonosza,
zgrzytu windy
albo odgłosów kopulacji
zmieszanych z grającymi kranami,
dało się zebrać jakieś piękno?
Co wydarzyło się
w przestrzeni metafizycznej,
gdy na Ziemi w jednym bloku
zgromadziło się pięćset bab
z dziećmi i chłopami,
głównie pijakami?
Myślałem, że z mrówkowca,
niby z tandetnie zatynkowanej
czarnej dziury,
nie wydostaną się
żadne słowa wierszy.
Ale jednak mamy je!
Miron nadaje!