Życie w skrócie…
W młodych latach
wystarczała do zachwytu
poezja hot dogów
i latających krawatów
Franka O,Hary,
czytana krótkimi spojrzeniami
sponad twych ramion
uśpionych miłością.
Potem
przyszła nuda,
czyli czas wiercenia dziur
w papierowym niebie i piekle,
skąd, jak wiadomo,
czasem wypadają potwory,
niektóre nawet o proweniencji
metafizycznej.
Nadziewałem je
na kabelek do laptopa,
jak koraliki
na pamiątkę…
Po pięćdziesiątce
zająłem się głównie
tęsknotą
i zmywaniem owadów
z samochodowej
szyby.
Na południu
wystarczy posypać
świeżo złowione sardynki
solą i pieprzem,
wrzucić na grilla
i smakują,
bez metafizyki
czy wierszy.