Astraliada
Obłok pyłu i gazu krąży, pręży się, pieni,
Proces ten nam zwiastuje, że w mgławicy ciemnej
Tworzy się dziś zalążek gwiazdy suwerennej.
Obłok ciężkiej materii tak jest zagęszczony,
Że mas gwiazd niczym Słońce zmieściłby miliony.
A granice tych tworów tak są rozłożyste,
Że dziesiątki lat świetlnych mierzy ten ich system.
Po rubieżach galaktyk chmary mgławic hulają
I od czasu do czasu się ze sobą zderzają.
Gdy w beztroskim pędzie dojdzie do zderzenia,
Grawitacja wzrasta, gęstość też się zmienia.
Po kolizji do wewnątrz obłok się zapada
Ranny jakby ktoś mu bolesny cios zadał.
Na mniejsze fragmenty mgławica się dzieli,
Lecz jest to dopiero początek noweli.
Formują się prędko obłoczków tysiące.
Są gęste, masywne i bardzo gorące.
Jak w greckich wierzeniach z chaosu, otchłani
Panteon protogwiazd się nagle wyłania.
Nie każda z nich może dostąpić prestiżu,
By lśnić niczym tarcza wykuta ze spiżu.
Wyłącznie te gwiezdne postacie przetrwają,
Które na syntezę energii dość mają.
Złoża wodoru są dla nich paliwem,
Spalają go prędko; na sławę są chciwe.
Wodór przekształca się w jądra helowe
Przy tym wypuszcza fotony nowe.
Zapas wodoru jest aż tak obfity,
Iż zanim zostanie w całości zużyty,
Miliardy lat z wiatrem przeminą,
A rzesze istot się zrodzą i zginą.
Te zaś wśród gwiazd, które los źle obdarzył
I nie udzielił paliwa podaży
Chować się będą na wpół umarłe,
Każda z nich będzie brązowym karłem.
Tymczasem dojrzałe gwiazdy w pełni blasku
Świecą, w gronie planet szukając poklasku.
Im mniejsza jest masa takiego kolosa,
Tym dłuższy mu żywot przypadnie w niebiosach.
Przyciąga materię grawitacji siłą,
Tworzy wokół siebie świtę planet miłą.
Gdy miną kolejne wieków milijony,
Gwiazda się rozrośnie w trybie przyspieszonym.
Czerwonego olbrzyma postać nam przybiera
I jak Kronos swe dzieci – planety pożera.
Coraz więcej helu kumuluje w jądrze,
A rezerwy wodoru syntezuje mądrze.
Przekroczywszy wreszcie energię graniczną,
Hel zmieniwszy w węgla postać fantastyczną,
Podstarzała gwiazda ostatkiem sił woli
Kształty nadolbrzyma przybiera powoli.
Rosnąc, emituje materii nadmiary;
Wiatru gwiazdowego wirują opary.
Ubytek materii ma uboczne skutki
- gdyż promień otoczki wnet będzie za krótki!
Poprzez jonizację cząstek rozpylanych
Tworzy się mgławica – obraz niesłychany!
Cud ten oglądany przez szkło teleskopu,
Udając planetę, ludzi zbija z tropu.
Gdy ostygnie piekielna pożoga jądrowa
Rozpoczyna się faza ewolucji nowa.
Zrzucona otoczka znika gdzieś w czeluści,
A impet reakcji znacznie się opuścił.
Nasza gwiazda staje u kresu istnienia
I w białego karła z żalem się przemienia.
Chcąc jeszcze zaznaczyć, że walczy o życie
Z całej swojej mocy świeci nam z ukrycia.
Lecz nieubłagalne są prawa przyrody
- karzeł gaśnie, umiera - jak ryba bez wody.
Po ostygłym jądrze pozostanie bryła,
Zwana czarnym karłem – to gwiazdy mogiła.
Zamiast milknąć i ginąć w otchłani ciemności,
Gwiazd elita prawo do sławy sobie rości.
Cóż, dlatego przed śmiercią stabilność zbywają,
I męczeńską śmiercią w eksplozji umierają.
Wybuch supernowej jest dla nas sygnałem,
Że życiowy cykl gwiazdy skończył się na stałe.
A pamiątką po niej pulsar pozostanie,
Będzie słał w cały wszechświat swe promieniowanie.