Zbłądzona podróżna
Bez bagażu i bez środków lokomocji
Wkłuwam igłę w przedramię – wypruta z emocji
Przyciskam kciukiem tłoczek – hulaj dusza!
Moment trwa dożylna odprawa paszportowa...
Krew musi się dobrze zapoznać z substancją
Po kilku serca stukach – do drogi gotowa!
Dusza zzuwa się z ciała z wolna, z elegancją.
Głowa krąży dokoła, chwilę zwisa bezwiednie
Na ramieniu znajduje oparcie zmęczona
Twarz – jak u umarłego – drętwieje i blednie
Słodko śnię woalem z marzeń otulona
Fraktalne w oczach duszy wiją się spirale
Widzę kształty w jaskrawych barwach się mieniące
Drżą powieki częstotliwie jak radiowe fale
Pędzę orient-ekspresem – hen! - na świata końce
Sen – cudowna podróż przez wymiary równoległe
Bilet zakupiony pod zastaw zdrowia, majątku i życia
Koszmar po przebudzeniu – co było bliskie – dziś strasznie odległe!
Zamieniłam twardą walutę w papier bez pokrycia...
Śmiałe plany, dom, dobytek – w biały proszek rozmienione
Przez szczeliny źrenic widzę strzępy przeszłości
W lustrze kadr z mej podróży – wychudłam do kości
Mojej sypkiej bohaterce zgasłe tchnienie powierzone.