Dżdżysty poranek
liści złośliwym szelestem i stukaniem w okno,
szukam ust twoich ciepła i sprężystych ramion
by z martwych podnieść móc zaspane ciało.
Gdy w ręce wziąłeś pukiel moich włosów,
jak nić Ariadny zwijając je mocno,
wypadły spod powiek snu ostatnie strzępy,
rytmiczny oddech światu mnie przywrócił.
Bliskości wciąż pragnę i uciekam od niej,
gdy pustką zieje moje biedne serce.
Szaleństwo życia upija mnie za dnia
a noc spowijają mroczne tajemnice.