Sekret gminnego poety
jedno pytanie dość uporczywe. „Jak pan kolego swe wiersze pisze?”
„Gdzie swych pomysłów znalazł pan źródło i jak pan składa słowa i rymy.”
„Tylko bez krętactw, gdyż całą prawdę najlepiej teraz poznać musimy.”
Różnie to bywa powiem wam szczerze, z radia mnie czasem użądli słowo,
lub coś ktoś głupio chlapnie w kolejce i tak mam temat całkiem bezcłowo.
W mig się przyklei z tyłu za uchem takie byle co, całkiem bez treści
i się odczepić za Chiny nie chce ciągle się chwaląc cóż się w nim mieści.
Najpierw mnie męczy, a potem dusi nie dając zasnąć prawie do rana.
No i chcąc nie chcąc mówię, "- niech będzie. Musisz, to majstruj ze mnie bałwana".
Lecz po godzinie uczciwej pracy choć to jest dziwne, się okazuje
że sens się nagle znalazł pod płotem i prawa z lewą jakoś pasuje.
Jeszcze godzinka, czasem kwadransik, z wyrazów tkana pęka kurtyna
i ukazuje się w blasku fleszy piękna, lecz całkiem naga dziewczyna.
Wtem nowy problem kosmicznej miary spada na głową mą w jednej chwili.
Nagą ją przecież stąd nie wypuszczę, a ją do ludzi zwyczajnie pili.
Wtedy zaczyna się pokaz mody, bielizna, halki, suknie i buty.
A wszystko piękne i super modne i finansowe ma mieć atuty.
W rymy ubieram ją oraz słówka prosto od Diora i Armaniego,
a ona stale mi nosem kręci i ciągle pragnie czegoś nowego.
Dzielnie przystrajam ją przez dni parę ciągle znajdując jakiś mankament.
To za wysokie buty włożyła, na szyi świeci za bardzo diament.
I pewnie trwało by to do wiosny i miałbym ciągle na nią baczenie,
gdyby nie nowa naga co nagle się pojawiła na bocznej scenie.
Chociaż mnie gryzą pewne skrupuły, nie uda rozbić się ściany głową.
Pierwszą posyłam więc między ludzi, potem zaczynam ubierać nową.
No i to było chyba na tyle, teraz się puenta mądra zaczyna.
Najlepszym lekarstwem na dziewczynę, jest rozebrana druga dziewczyna.