Gminny poeta
Zdjął szybko buty i umył ręce.
Palto powiesił w holu na ścianie
i wtedy poczuł chęci zwierzęce,
żeby z Kaliope podjąć zmaganie.
Od rana z wierszem w myślach się droczył.
W pamięci składał rymy i zwroty,
dopóki szef się nie napatoczył
i do konkretnej "zaprzągł" roboty.
Już zaczął wzniosłe zdania budować,
pisząc jak hetman wyruszał w pole,
lecz żony z kuchni usłyszał słowa.
„Odłóż to, obiad czeka na stole!”
Gdy zdrowo podjadł z krzesła się zrywa,
pełen obawy o los natchnienia,
lecz ślubna gary kazała zmywać
by zza koszuli wypłoszyć lenia.
Potem nie zasiadł niczym poeci
żeby z Euterpe uderzyć w tany.
Gdyż ślubna rzekła -„Chodź, serial leci.
Pooglądamy razem kochany”.
Chcąc nie chcąc usiadł gnębiąc swe ego
i chrupał popcorn prawie jak w kinie.
Robił to jednak tylko dlatego,
by pielęgnować więzi w rodzinie.
Po filmie musiał śrubkę przykręcić,
uszczelkę zmienić w kuchennym kranie,
córce do nauki pomnożyć chęci,
potem kolacja, kąpiel i spanie.
„Nie kręć się tylko”- rzekła mu stara,
gdy na pościeli wyciągnął gnaty.
„We łbie mi łupie, tak jakby chmara
Turków strzelała z wielkiej armaty”.
Gdy tylko światło zdążyło zgasnąć
chrapać zaczęła za minut cztery.
A nasz poeta, gdy nie mógł zasnąć
ukradkiem czmychnął do pakamery.
Zegar wybija młode godziny,
a nad karteczką z ołówkiem w ręku
poeta łyka słodkie maliny,
kusząc Erato okruchem wdzięku.
Pisał o żarze uczuć i udach,
nie da się ukryć, z przyległościami.
Taki, co przy nim wymięka nuda
i miesza rozum w tyglu z chuciami.
Gdy się skończyła zwiewna robota
zasnął by pleców mu nie pogięło.
Potem szczęśliwy, że dziś sobota,
na konkurs swoje wystawił dzieło.
Bezproblemowo pokonał innych,
więc teraz mądre przytoczę słowa.
"Szczęście, że żonom poetów gminnych,
wieczorem często dokucza głowa."