Krótka refleksja nad życiem pani J.
jako istotę doskonałą,
tak gęsto wypełnioną sensem,
że brakowało miejsca
nawet na pytanie o pogodę,
o innych nie mówiąc.
Spoglądała trochę z góry
na tych, którzy jeszcze
nie wiedzieli, o co chodzi
w życiu. Miała zaufanie
do planu dnia i ogólną
życzliwość do świata i ludzi.
Otchłanie metafizyczne
ginęły jedna po drugiej,
przypalane na desce
do prasowania. Jej mąż
też był łatwiejszy do ogarnięcia
pod marmurową płytą,
którą skrupulatnie myła
i przystrajała w każde święto.
Widoczne zadowolenie z życia
wprawdzie nie do końca
udzielało się innym,
ale zasadniczo była lubiana.
Zastanawiam się, czy egzystencjaliści
pisząc swoje dzieła,
uwzględnili panią J.
w swoich przemyśleniach.