Nienapisana pieśń pochwalna o pokojach hotelowych
a należałoby. Tu zatrzymuje się wreszcie życie,
przystaje w osłupieniu jak świstak,
co nie liczy czasu ani zdarzeń.
To tu jedynie zapominam, że jestem,
że jutro znowu przykre spotkanie,
że trzeba zrobić to i tamto.
Tu nic nie ma większego znaczenia,
gdy się budzę nie zwala się na mnie cały świat,
a przedmioty w pokoju nie bolą,
bo nic nie przypominają.
Nie ma rodzinnych fotografii,
na których panoszy się śmierć,
jest za to grafika z kudłatym saksofonistą,
jakby wznoszącym się do lotu,
podpisana nieczytelnie.
Regulamin na drzwiach
działa kojąco, nie wiem dlaczego.