Wtorek szesnasta dwadzieścia
że we wtorek
o szesnastej dwadzieścia
skończyła się poezja.
Wszystkie wiersze
zostały przecież napisane,
a po poetach
został ledwie wyczuwalny
zapach jaśminu.
Sąsiad z dziarskim zapałem
zabierał się do naprawy ogrodzenia,
nucąc, nie wiem dlaczego,
Marsyliankę.
Było naprawdę ciepło,
a białe rododendrony
tak mocno odbijały słońce,
że aby na nie spojrzeć,
musiałem osłonić oczy
dłonią.
Pomyślałem,
że muszę to opisać,
bo jak nie,
to dla kogo odbyło się
to kieszonkowe widowisko?