Wiersz za 2,30 zł
Czułem od rana, że coś się zdarzy.
Niebo jak z pędzla - tak pięknie było.
Lecz bose stopy i patelnia na plaży.
Susza, spiekota wykańcza człeka,
A z radiowęzła leje się papka.
Miliardy ziaren w kopce żar spieka,
Mnie dwa trzydzieści brakuje do klapka.
Jak na gorące wypłynąć kurhany,
Gdy w piachu ukrop-skorpion czatuje ?
W okopach siedzą piaskowe bałwany
I tysiąc gorących igieł zakłuje.
Spiekota, publika ryk morza przebija,
A z radiowęzła leje się papka.
Ze śpiewem w barze nalewa ktoś z kija.
Mnie dwa trzydzieści brakuje do klapka.
A może przypłynie marynarz w bieli
Piękne syreny śpiewem obudzi ?
Pół ryby, baby wypełzną z topieli,
Deszcz zaklną, który piasek ostudzi.
Lecz ciągle spiekota, drze się publika
A z radiowęzła leje się papka.
Jakieś dziecko do dołka sika,
Mnie dwa trzydzieści brakuje do klapka.
Niechże Posejdon wreszcie się ocknie.
Może i jemu upały zbrzydły.
Niechaj żar piachu z wodami zmoknie.
Lecz cisza – Brak dwa trzydzieści na widły ?
Spiekota nadal, drze się publika,
A z radiowęzła leje się papka.
Ciał w brązie korowód lśni i przemyka.
Mnie dwa trzydzieści brakuje do klapka.
Wszystko wokół od słońca kipi.
Dyszy i piasek, pod piaskiem ziemia.
Łysy gość walczy wciąż z parawanem.
Kłócą się ludzie o skrawek cienia.
I choć spiekota, radiowęzeł przegrzany,
Przegrzanych treści leje się papka.
Powstały z kolan piaskowe bałwany.
Mnie dwa trzydzieści brakuje do klapka.
Znów sukces - orędzie leci na pasku.
Wyschnięte wykruszają się babki.
Runęły ludziom zamki na piasku,
Wciąż dwa trzydzieści brakuje na klapki.
Lecz co to ? Dźwięk monet w kieszeni,
Gdzie szpej wciska się w zakamarki.
Więc parę monet wywróci los i odmieni ?
A niech to! Mam dwa trzydzieści na klapki.
Spiekota nie gaśnie, drze się publika,
Zaś radiowęzeł ostatkiem charczy,
Gdyż na straganach ceny skoczyły
I dwa trzydzieści na klapki nie starczy !
Mam dość ! Marzę o deszczach w maju.
Burz czekam i żeby kwitła akacja.
Nie chcę ni morza, tropików, ni raju,
A resztę marzeń pożarła inflacja.