Gorycz
By spory odgrzać – sprzed trzech stuleci,
Skutkami błędów zgasłych pokoleń
Obciążą wnuki oraz ich dzieci.
W goryczy czarnej dzbanki obfite,
W łez pełne misy zasobni hojnie,
Myśli zbiorowe tu ku zaborom
Kierują – to ku minionej wojnie.
Chętnie odsmażą kotlet sprzed dekad
Dziewięciu prawie – na szarej płachcie
Popołudniówki – czyja to ciotka,
Dziadek lub babcia – byli w Wehrmachcie?
Pragną cierpienia misy stężałe
Upływem czasu – na pieniądz srebrny
Rozmienić dzisiaj – i widzieć nie chcą,
Że taki pomysł – bywa haniebny.
Na cztery metry przekopią ziemię,
Aby pod brzozą wyszukać kości,
By pędzić znowu gorzki eliksir
Z win, błędów, braków, głupoty, złości.
By siać nieufność w polskim narodzie,
Skłócić Dębową z Rocha ulicą,
Wynaleźć dziwną rzecz potrafili,
Która nazywa się – miesięcznicą.
Wciąż o zdradzonych, wciąż o skrzywdzonych,
Ofiarach, grobach, klęskach i winach,
Śmierci, szkieletach, ciałach, pogrzebach
Mówią od Pucka – aż do Konina.
Elegie, treny, lamenty srebrne
Piszą od dawna – z zamiłowaniem
I debatować lubią co roku
Nad krwawo zgasłym – dawnym powstaniem.
Na cudze błędy, porażki łasi
Bywają – jak kot szynką spasiony.
Z rozkoszą będą wyśmiewać cudze
Falstarty, faule, puste żetony.
Gdy ma Kowalski lepszą chałupę,
Ładniejsze pole – nad rzeką modrą
Oni skwapliwie o pożar, powódź
Lub gradobicie – wnet się pomodlą.
Gdy patrzysz wokół na kraj ponury
Szary i mglisty – choć często dzielny
Uświadom sobie, że godłem jego
Trafnie jest bielik – padlinożerny…