Stradivariusy i muzyk/Ant/oni – esteci
Pan Antoni, skrzypce Stradivarius w ręku, wyglądał jak skrzyżowanie świętego z żebrakiem. Święty – ze względu na aurę skupienia, z jaką wpatrywał się w instrument, żebrak – ze względu na wytarty frak i buty, które widziały lepsze czasy (a raczej, lepsze dekady). Jego Stradivarius, ‘Amati’, jak sam go nazywał (choć eksperci podejrzewali, że to raczej ‘Amati-podobny’, wykonany przez jakiegoś ucznia w pośpiechu i z taniego drewna), był jego całym światem. A raczej, jego jedynym źródłem dochodu, jeśli nie liczyć okazjonalnych datków od współczujących przechodniów, którzy mylnie brali go za bezdomnego wirtuoza.
Antoni marzył o wielkiej karierze. Wyobrażał sobie siebie na scenie, owacyjnie witanego przez tłumy, a potem, w garderobie, otoczonego podziwiającymi krytykami, którzy pisaliby o jego ‘niezrównanym mistrzostwie’ i ‘boskiej technice’. Rzeczywistość jednak była nieco inna. Jego koncerty odbywały się głównie na placu przed kościołem, a publiczność składała się z kilku staruszek karmiących gołębie i bezdomnego psa o imieniu Beethoven (ironia losu, jak sam mawiał).
Pewnego dnia, do Antoni’ego podszedł elegancko ubrany mężczyzna z wąsikiem, który wyglądał jak wyjęty z filmu o szpiegach. ‘Pan Antoni?’ – zapytał. ‘Jestem przedstawicielem prestiżowego domu aukcyjnego. Słyszeliśmy o pana… niezwykłym talencie’.
Antoni’ego serce zabiło jak oszalałe. Czyżby wreszcie nadeszła jego chwila?
‘Chcemy kupić pana skrzypce’ – kontynuował mężczyzna. ‘Za bardzo atrakcyjną cenę’.
Antoni, oczarowany wizją bogactwa, prawie się rozpłakał ze szczęścia. ‘Ale… ale ja gram na nich!’ – wyjąkał.
‘Rozumiemy’ – odparł mężczyzna z uśmiechem. ‘Ale… wie pan, niektóre instrumenty lepiej brzmią w muzeum’. I dodał, pochylając się na ucho: ‘A my mamy bardzo dobre muzeum’.
Antoni, po krótkiej chwili namysłu, zgodził się. W końcu, co to za kariera, jeśli nie ma się na czym grać? A w muzeum, pomyślał, jego Stradivarius będzie miał przynajmniej godne miejsce, otoczony szacunkiem, którego nigdy nie zaznał w życiu. Po sprzedaży ‘Amati’ Antoni kupił sobie nowy, tani instrument. Grał na nim... równie źle, jak na starym, ale przynajmniej mógł to robić w spokoju, bez obawy, że ktoś mu go zabierze. A w muzeum, na honorowym miejscu, stał jego Stradivarius – cichy świadek marzeń, które nigdy się nie spełniły. I, co najważniejsze, cenny eksponat, który przyciągał tłumy turystów, którzy płacili za bilet, by podziwiać instrument, na którym grał… nikt.
~ Pióro Amora ~
© V.VII.MMVI