Gwiezdna bielizna
Z lotu smoka nie widać dróg osłoniętych
obłokiem wyziewy miasta smogami
kroją bezprzestrzeń na część
gdzie fajerwerk albo ciemny atrament
pora dnia im bliżej orbity tym wątpliwsza
przez chmury najgorsze wysokie burzowe
z podglądającym okiem więc niemal ponadglobalne
cyklony szare bardziej niż czarne
i elfy znad stratosfery które czerpią
z tej naturalnej substancji a nawet nad
naturalnie nie wiedząc czy noc to czy dzień
bowiem orbitalnie
szybko się zmienia czas czuwania
a w mieście światła krają współrzędne
GPS byśmy mogli się spotkać
w klubie na boskim haju i dalej po kres
gwiazdy chcą się przedostać przez zasłonę
i tanio sprzedać by sprostać
przez pełgającą postać eterycznie stworzoną
wwożoną elektrycznie erotycznie wzmożonym
tramwajem z kosmosu przez hopsa
trzask pioruna!
hop są! łubudu brzdęk!
gniew przez ulewy zlew i gradowe jaja
trzask!
nie dalej niż u stóp z rozwartej muszli
rodzi się Wenus
zatrzasnęła drzwi w toalecie męskiej
czy damskiej? zapomniałem
woda szumi zmywając grzechy
w przedelektrycznym łup!
a gdy zagrzmiały orgazmy to
uleciały gwiazdy
do nieb
bo wcześniej to raczej spadały
teraz jednak złożyłem odpowiednie życzenia
w inkantacji popluwając na spining
grawitacyjny silny w gradiencie
potencjałów z galaktycznego blasku
łup tylko poeta w szufladzie
ma taką seksowną pozostałość
majtki kochanki utkane z mlecznych dróg