Śniadanie u Moony
Drogi Panie, czemu Pan mnie znowu szturcha?
Na badania chce zaciągnąć bladym świtem.
Ledwie oczy otworzyłam, no a z brzucha
słychać marsza, jakby w stylu Jean-Baptiste.
Pan mi na to, carpe diem i w obroty.
Na śniadanie przyjdzie pora w swoim czasie.
Gimnastyka to podstawa, teraz psoty
wśród pościeli jeszcze ciepłej. Leć Pegazie!
Cóż tu począć, gdy u Pana taki zapał.
Wszak mawiają w zdrowym ciele dusza śpiewa,
więc ćwiczymy, usta, nogi, brzuch; kanapa
nie narzeka, stoi dzielnie, znany temat.
Skok ciśnienia nie zaszkodzi przy rozruchu.
Kiedy miłość jak szalona krąży w żyłach.
Aerobik bywa z Panem jak preludium
na dzień dobry. Brak śniadania... Wybaczyłam!