Czas przemijania
Zawiniątko z razowym chlebem,
Dzień za chwilę się w noc zamieni,
Na piaskach, pod sosnowym niebem.
Kamienne tablice barczyste,
Głuche i nieme, słów nie znają,
Jedynie litery srebrzyste,
Prawdziwe historie skrywają.
Te krótkie, w pół zdania przerwane,
Smutne, ciemne, rozpaczliwe,
Skudlonym pędzlem malowane,
Obłąkane, szorstkie, nieszczęśliwe.
I te, o żywotach spełnionych,
O nadziejach wielkich i małych,
O podróżach już dokończonych,
O uczuciach wzniosłych i stałych.
W mirażach płomieni złocistych,
Powietrze nad ziemią się wzdyma,
Tajemnice cieni wieczystych,
W niezniszczalnym uścisku trzyma.
Chłód ławki na wskroś mnie przenika,
Myśli za wspomnienia się kryją,
Rozmazany obraz zanika,
Czas iść, nim demony odżyją.
Gdzie wszyscy moi przyjaciele?
Gdzie te wszystkie twarze znajome?
Choć raz w roku ujrzeć w kościele,
Doprawdy… nadzieje znikome.
Bez pożegnań, bez „do widzenia”,
Rozwiał się tłum, nikt nie zawoła.
Tylko ławka do posiedzenia,
Nikogo... i nic dookoła...